COAR (Confederation of Open Access Repositories) — międzynarodowe stowarzyszenie otwartych repozytoriów

Kathleen Shearer

COAR (Confederation of Open Access Repositories) – międzynarodowe stowarzyszenie otwartych repozytoriów

 

 

Kathleen Shearer – dyrektor wykonawczy COAR

(opracowanie pytań: Lidia Stępińska-Ustasiak)


Misja COAR została zdefiniowana jako upowszechnianie wyników badań poprzez globalną sieć repozytoriów. Jakie środki i działania są podejmowane, by wcielić ten cel w życie?

Misja realizowana jest za pomocą różnych działań promujących otwarte repozytoria, wspierających ich tworzenie i rozwijanie, a także zarządzanie nimi. COAR działa na dwóch poziomach. Po pierwsze, na poziomie praktycznym: wspieramy budowanie społeczności osób aktywnie działających w różnych obszarach stanowiących pola zainteresowań naszych członków. Po drugie, na poziomie strategicznym: szczególnie istotne jest dla nas to, by repozytoria były dobrze widoczne i stanowiły korzystne rozwiązanie ułatwiające dostęp do badań.

Strategia COAR jest wdrażana poprzez działalność grup roboczych i grup tematycznych. Jakie priorytety przyświecają obecnie pracom tych grup?

Obecnie priorytetowe znaczenie mają dla nas promocja otwartych repozytoriów, zapewnienie ich spójności i interoperacyjności, usługi oferujące wartość dodaną, a także szkolenia i edukacja. Zespoły robocze pracują nad opracowaniem słowników kontrolowanych, powiązanymi danymi (linked data), statystykami użytkowania, systemem licencjonowania prac deponowanych w repozytoriach oraz nad nowymi kompetencjami potrzebnymi w bibliotekarstwie. Współpracujemy także z Research Data Alliance (RDA), aby w miarę jak instytucje rozbudowują swoje usługi o zarządzanie danymi badawczymi, rozwijały możliwości, jakie dają repozytoria, i adaptowały najlepsze praktyki. Niedawno opublikowaliśmy obszerny raport na temat interoperacyjności repozytoriów, opracowany w oparciu o konsultacje w tym obszarze.

Najważniejszym zadaniem jest ujednolicanie sieci repozytoryjnych. W marcu 2014 r. COAR rozpoczął szeroko zakrojoną inicjatywę, by dostosować je do siebie w skali światowej. Jej celem jest stworzenie mechanizmu umożliwiającego dialog pomiędzy sieciami repozytoriów. Wzmocni to globalnie głos społeczności prowadzących repozytoria, jak również poprawi ich widoczność jako szczególnie istotnego elementu infrastruktury badawczej. Inicjatywa ta ma również stworzyć przestrzeń do dyskusji nad kwestiami dotyczącymi strategii, interoperacyjności, najlepszych praktyk w zakresie standardów metadanych, terminologii i dodatkowych usług. W pierwszej kolejności podjęliśmy współpracę z przedstawicielami trzech największych sieci repozytoryjnych: OpenAIRE, SHARE i La Referencia, by zapewnić pomiędzy nimi lepszą interoperacyjność techniczną.

Obecnie dwie alternatywne drogi otwartego dostępu – złota i zielona – są rozwijane równolegle. Jednak ta sytuacja nie jest stabilna – na przykład na skutek polityki Komisji Europejskiej i Brytyjskich Rad ds. Badań (Research Councils UK), które wydzieliły specjalne fundusze przeznaczone na publikowanie w czasopismach otwartych, wspierając w ten sposób złotą drogę. Czy repozytoria powinny w jakiś sposób zredefiniować swoją rolę, by odpowiedzieć na rosnącą popularność złotego modelu? Czy równowaga pomiędzy złotą a zieloną drogą otwartego dostępu zmieni się w najbliższej przyszłości?

Uważam, że to bardzo ważna chwila dla otwartego dostępu. Wiele dużych wydawnictw pozycjonuje się jako korzystające ze złotej drogi poprzez wprowadzenie opłat za publikacje (Article Processing Costs – APC). Istnieje jednak obawa, że jeśli ten model otwartego dostępu stanie się dominujący, to może doprowadzić do dalszej marginalizacji badaczy z niektórych krajów i regionów. W sytuacji, gdy opłaty za publikacje sięgają średnio 1500–2000 EUR, są one dla wielu badaczy całkowicie nieosiągalne. Publikowanie wyników prowadzonych przez nich badań jest wówczas bardzo utrudnione, a już z pewnością niemożłiwe w prestiżowych międzynarodowych czasopismach, które umożliwiłyby im zyskanie większego prestiżu i lepszej rozpoznawalności.

W miarę jak grantodawcy i przedstawiciele rządu przyjmują politykę otwartego dostępu, my staramy się dopilnować, by byli oni świadomi, w jaki sposób konkretne decyzje mogą negatywnie wpłynąć na pracę badaczy, zwłaszcza pod względem ich udziału w międzynarodowym obiegu komunikacji naukowej.

Jeśli chodzi o repozytoria – myślę, że powinny przemyśleć swoją rolę w tym procesie, by wciąż pozostawać w centrum komunikacji naukowej. Oznacza to więcej usług zwiększających wartość dodaną, analogicznych do usług oferowanych przez wydawców. A ponieważ komunikacja naukowa odbywa się na poziomie międzynarodowym, zatem także redefiniowanie pozycji repozytoriów musiałoby się odbyć na poziomie globalnym, w całej społeczności repozytoryjnej.

Od kilku lat obserwujemy napięcie pojawiające się pomiędzy dwoma konkurencyjnymi scenariuszami: w pierwszym scenariuszu to środowisko naukowe jest motorem zmian w komunikacji naukowej prowadzących do modelu otwartego, w drugim jest nim środowisko wydawnicze. To, które z tych środowisk będzie przewodzić przemianom, zadecyduje o tym, czyje interesy będą lepiej reprezentowane w systemie, który wyłoni się z tych przemian. Co w tym kontekście jest największym wyzwaniem dla COAR?

Jednym z głównych wyzwań jest na pewno kwestia naszej słyszalności. To rozwiązania wprowadzone przez instytucje finansujące naukę zadecydują o tym, który scenariusz ostatecznie zwycięży. Lobbing ze strony zainteresowanych środowisk będzie zapewne miał wpływ na charakter wprowadzonych rozwiązań, a w tym wypadku mamy do czynienia z bardzo silnym i majętnym lobby wydawniczym. Środowiska wydawców dysponują znacznie większymi zasobami finansowymi, które mogą przeznaczyć na promocję swojego rozwiązania. Dlatego promowanie naszej własnej wizji będzie kwestią absolutnie kluczową, mimo że mamy do dyspozycji mniej środków.

Kolejnym naprawdę ważnym wyzwaniem, jakie przed nami stoi, jest sprawa wartości postrzeganej repozytoriów. Jak już wspominałam wcześniej, repozytoria nie są obecnie wysoko cenione. By to zmienić, musimy zacząć lokować je bliżej centrum procesu komunikacji naukowej. Nie jest to jednak łatwe, jako że w wielu instytucjach usługi repozytoryjne są dopiero uruchamiane.

Początkowo mianem repozytoriów określano miejsca, w których badacze mogli samodzielnie udostępniać artykuły publikowane w  czasopismach płatnych. Obecnie repozytoria pełnią znacznie bardziej zróżnicowane funkcje: oferują dostęp do multimediów, materiałów edukacyjnych, szarej literatury itd. W jaki sposób COAR definiuje obecną i przyszłą rolę repozytoriów?

COAR nie ma w tej sprawie oficjalnego stanowiska, jednak zawsze uważaliśmy, że w gromadzeniu dorobku naukowego – w postaci artykułów, danych czy innych materiałów uznawanych przez naukowców za wartościowe – instytucje naukowe mają ważną rolę do odegrania. Zwracamy jednak uwagę na to, że te różne rodzaje materiałów powinny być łatwe do odróżnienia od siebie. Z tego względu sądzę, że repozytoria powinny dostosowywać się do standardów metadanych i standardów terminologicznych. Jak dotąd, nie ma w tej kwestii pełnego sukcesu, jednak myślę, że rozwój usług repozytoryjnych pociągnie za sobą globalizację standardów i sytuacja ulegnie poprawie.

Jednym z czynników stymulujących dyskusję na temat otwartych danych badawczych jest uruchomienie Pilotażu Otwartych Danych w projekcie Horyzont 2020. Jednak dyskusja na temat potrzebnej e-infrastruktury znajduje się wciąż w bardzo wczesnej fazie. Czy oczekiwanie, że jednostki naukowe będą tworzyć instytucjonalne repozytoria danych dla swoich pracowników, jest realistyczne? Czy może raczej e-infrastruktura repozytoryjna będzie się opierać na repozytoriach tematycznych, tworzonych i prowadzonych przez konsorcja badawcze lub instytucje finansujące naukę?

Myślę, że obydwa rodzaje repozytoriów są potrzebne. Repozytoria tematyczne są bardzo ważne – wspierają integrację danych z danej dziedziny, dzięki czemu prowadzą do nowych odkryć i dalszego rozwoju nauki. Jednak istniejące repozytoria tematyczne obejmują jedynie mały ułamek danych pozyskiwanych w trakcie badań. Repozytoria instytucjonalne będą więc potrzebne, by wesprzeć kompleksowe udostępnianie danych i politykę otwartości w tym zakresie. Jednak nie spodziewam się, że każda jednostka naukowa będzie prowadzić własne repozytorium danych. Zarządzanie danymi badawczymi wymaga specjalistycznych umiejętności i może też być kosztowne. Uważam, że powinniśmy rozwijać takie modele zarządzania danymi badawczymi (Research Data Management, RDM), w których kilka współpracujących ze sobą instytucji dzieli się zadaniami, a także korzysta ze wspólnej infrastruktury. Takie modele zaczynają się już pojawiać w niektórych krajach, na przykład w Holandii, Austrii czy Kanadzie. W środowisku o zróżnicowanym przekroju repozytoriów kluczową sprawą będzie zapewnienie wspólnych standardów metadanych, tak by każde repozytorium nie stanowiło oddzielnego zbiornika.

Według raportu „Otwarta nauka w Polsce 2014. Diagnoza” w Polsce istnieją obecnie 22 repozytoria instytucjonalne, podczas gdy liczba szkół wyższych przekracza 150; do tego dochodzi 79 instytutów i ośrodków badawczych Polskiej Akademii Nauk i 123 instytuty badawcze działające jako oddzielne jednostki. Repozytoria nie mają zatem znaczenia strategicznego. Jednocześnie Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego rozpoczęło właśnie konsultacje społeczne na temat wdrażania otwartego dostępu, co pokazuje, że znajdujemy się w punkcie zwrotnym, który określi przyszły model otwartego dostępu w Polsce. W jaki sposób w ramach tej dyskusji powinni zaprezentować swoją działalność administratorzy repozytoriów, ażeby zapewnić im ważną rolę w nowo powstającym systemie komunikacji naukowej w Polsce?

Moja rada byłaby taka, żeby przedstawiać repozytoria jako najbardziej odpowiednie narzędzie dla otwartego dostępu w dłuższej perspektywie. Będzie to wymagać większych inwestycji w infrastrukturę repozytoryjną w najbliższej przyszłości, ale na dłuższą metę pozwoli państwu wiele zaoszczędzić. [Analizę porównawczą kosztów zielonej i złotej drogi przeprowadził kiedyś ekonomista John Houghton, który doszedł do wniosku, że skorzystanie z zielonej drogi zapewnia istotne oszczędności]. Zwracałabym też uwagę na to, że w większość krajów, które mają już polityki otwartości lub odpowiednie prawo, przyjęto rozwiązania albo faworyzujące zieloną drogę, albo takie, które nie preferują ani zielonej, ani złotej drogi. Podkreśliłabym także potencjalne negatywne konsekwencje, jakie pojawiłyby się, gdyby pozwolić, by rozwiązania forsowane przez wydawców określiły przyszły kształt komunikacji naukowej, zwłaszcza w przypadku tych krajów i regionów, których nie stać na ponoszenie wysokich opłat za publikacje.
 

Additional information